niedziela, 30 stycznia 2011

Kochanka Picassa

Pamiętam ,jak kiedyś na studiach oglądałam film "Picasso-twórca i niszczyciel" i pamiętam jak bradzo zafascynował mnie ten artysta.Oczywiście nie tak bardzo jak mój ukochany Dali i Frida,bo Ci mają pierwsze miejsca w moim sercu.
Dlatego sięgnęłam po książkę Nicole Avril "Ja ,Dora Maar". Napisana jest dość ciekawie,bo w formie monologu,nawet można powiedzieć "spowiedzi" Dory.Historia ich miłości jest burzliwa i ciekawa,bowiem para poznała się gdy Dora miała niecałe lat 30 a Picasso ponad 50.Przed spotkaniem Picassa,Dora była już znana jako fotograf.Próbowała także malować i pisała wiersze.Mówiła płynnie po hiszpańsku,co wespół z jej urodą i tendencją do samookaleczania się, fascynowało bardzo Pabla. Ich związek przetrwał blisko 9 lat. W trakcie jego trwania powstało wiele portretów Dory.Malował ją chętnie,często smutną i zamyśloną. Pablo dopuścił ja także do asystowania w etapie powstawania Guernicy.Fotografowała kolejne etapy powstawania dzieła.Nazywał ją swoją muzą,Dora zainspirowała jego największe dzieła.W Dorze Pablo rozbudził uczucia,jakich wcześniej nie znała.Rozstanie z Picassem,gdy wymienił ją na nową kochankę Francoise Gilot, odchorowała pobytem w zakładzie i serią elektrowstrząsów. Ale pomimo tych doświadczeń Picasso pozostał miłością jej życia.Pomimo,że ta miłość była rozpaczą i szaleństwem.

Czytając te książkę, zastanawiałam się czy wszyscy wielcy ludzie są dziwaczni i ekscentryczni?Dali,Picasso,Plath,Woolf,Modigliani....mogę wymieniać bez końca...I dochodzę do wniosku,że szaleństwa nie należy się bać...
W końcu "tylko wariaci są coś warci".

wtorek, 25 stycznia 2011

"Przyślę Panu list i klucz"Marii Pruszkowskiej


Kiedy usłyszałam o tej książce,wiedziałam,że muszę ją przeczytać,bo to książka poniekąd o mnie.Jak sama dedykacja wskazuje:
"Książkę tę ofiarowuję maniakom czytania M.P."
Trudno tę pozycję upolować.Jakoś rozchwytywana jest, co poniekąd po przeczytaniu zdziwiło mnie trochę:).
Na allegro cena waha się nawet do 100zł, w antykwariatach brak.Także w mojej byłej (niestety już)pracy,ktoś sobie pożyczył 6 lat temu i oddać już nie raczył:).

Jednakże dzięki uprzejmości Virginii,książkę przeczytałam i ja.

Współczesny czytelnik raczej się znudzi tą pozycją,bo to książka o czytaniu i o książkach.Poznajemy w niej zwariowaną rodzinkę urzędniczą,żyjącą w przedwojennej Warszawie.Ojciec,Matka i dwie córki,a wszyscy "opętani"czytaniem:).Mówią całymi cytatami z książek(nota bene tytuł to także cytat, z "Wesela"Wyspiańskiego),urządzają konkursy, znają całe ustępy Trylogii Sienkiewicza,potrafią spóźnić się do pracy,byleby skończyć ciekawą lekturę:).Wszystkie te przygody i perypetie opisane są w sposób pełen humoru i to sprawia,że książkę czyta się niezwykle szybko i przyjemnie.Mnie skojarzyła się bardzo z książkami Musierowicz.
Jest to pozycja tak lekka i przyjemna,że właśnie dlatego zdumiewa mnie jej niezwykła popularność i zawrotne ceny na allegro i w antykwariatach.
Niewątpliwie jest ciekawą pozycją dla wszystkich osób,które kochają książki:).
Nie pozostaje mi nic innego ,jak polowanie na drugą część:" Życie nie jest romansem ,ale..."

Pozdrawiam i do usłyszenia:)

środa, 12 stycznia 2011

Polecenie podwójne...


-Poczytałbym coś-powiedział w Święta mój Mąż,przeglądając mój stosik książek do przeczytania.
-Hmm,ale tu nie ma nic ciekawego...Nic dla faceta...-monologował.
Ano nic za bardzo,bo ani sensacji ani kryminałów nie czytam (kiedyś owszem były czasy,że sie zaczytywałam Koontzem,Cookiem,Smithem,Katzenbachem i Cobenem,ale mi przeszło).
-O,to wezmę-powiedział Mąż i wziął do ręki "Zwyczajnego faceta" Małgorzaty Kalicińskiej.
Zdumiałam się ,patrząc na jego wybór,bo ta książka wydawała mi się typowo "babską" pozycją.
Okazuje się,że się myliłam.Obserwowałam Męża przy czytaniu i juz wiedzialam,że ta książka jest dobra.Czytał w każdej wolnej chwili,śmiał się pod nosem,czasem głośno komentował. Szczerze mówiąc,to nie mogłam się doczekać,żeby ją skończył,bo sama chciałam się przekonać co ciekawego zaoferuje mi tym razem autorka " Domu nad rozlewiskiem".
Mąż przeczytał książkę w cztery dni i trafiła w moje ręce.
Wydawało mi się,że będzie to przyjemna i beztroska lektura,ot taka na miłe spędzenie czasu.
Okazuje się ,że jednak nie.
Bohater książki Wiesiek, nie ma pracy,jest na utrzymaniu żony i znosi w milczeniu jej nieobliczalny temperament.
Powiedzmy sobie szczerze-jest ofiarą przemocy,chyba tej najgorszej,psychicznej.
Żona Wieśka poniża go na każdym kroku.Ma niekontrolowane wybuchy złości,krzyczy,niszczy przedmioty ,by później beztrosko przejść do spraw życia codziennego,jakby się nigdy nic nie stało...Wyzwolenie z tego stanu rzeczy może przynieść Wieśkowi perspektywa pracy, daleko od domu, w zawodzie (jest stoczniowcem), za godziwe pieniądze.Nikt zresztą długo by się nie wahał na jego miejscu.Daleko od rodziny,od żony?Ale w spokoju:)I Wiesiek jedzie za chlebem do Finlandii.Daleko od domu znajduje prawdziwego przyjaciela,a także miłość,która pojawia się niespodziewanie,ale juz po decyzji mężczyzny o rozwodzie.Czy ma do tego prawo?Jak wszystko się skończy?Przekonajcie się,my tę pozycję,razem z Mężem polecamy:).

Dla mnie niesamowite jest to,że kobieta napisała tę książkę z perspektywy mężczyzny w taki sposób,że gdybym nie znała autora,w życiu nie domyśliłabym się,że jest nim kobieta.

"Zwyczajny facet"?- tak, polecamy:)

niedziela, 9 stycznia 2011

Pamięć jest ulotna...

ale dokładnie pamiętam moje dzieciństwo.Beztroskie i szczęśliwe,bo byłam rozpieszczaną wnuczką moich Dziadków. To właśnie Dziadek nauczył mnie czytać.Pamiętam, jak ćwiczyliśmy czytanie na gazecie konsumenckiej "Veto"- czarno-pomarańczowa była i wspaniale pachniała farbą drukarską.
Mój Dziadek był malarzem-amatorem.Moje dzieciństwo to zapach farb,werniksu,terpentyny.Uwielbiałam siedzieć pod sztalugami i słuchać jego opowieści,bo potrafił nie tylko malować,ale także wspaniale opowiadać. A miał co wspominać ,bo służył w Pułku Strzelców Podhalańskich.Miał z tego okresu pamiętnik i nasza rodzina bardzo ubolewa,że już niestety nie jest w naszym posiadaniu:(.Został wypożyczony na wystawę do ZHP(bo Dziadek także bardzo aktywnym harcerzem był) i juz nigdy do nas nie powrócił,zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach.Wielka szkoda.Babcia była moją największą przyjaciółką,miałam z nią niesamowity kontakt.Kiedy byłam mała, nie wyobrażałam sobie,że mógłby nadejść czas,że jej zabraknie,że cos nas rozdzieli.Było to dla mnie wręcz niemożliwe,że to się kiedyś stanie.Ciągle za nią tęsknię,bo zabrakło jej 3 lata temu.Nie mam już żadnych Dziadków.
Kiedy miałam 5 lat nauczyłam się czytać, na owej gazecie konsumenckiej właśnie.
Wtedy też Babcia zaprowadziła mnie do filii Biblioteki, która była moim drugim domem przez kilkanaście następnych lat.Teraz sama pracuję w filii tej Biblioteki,tyle,że na innej ulicy.I zbiegiem okoliczności pamiętam,jak Babcia mi opowiadała,jak to jako 15-letnia dziewczyna musiała iść do pracy i pracowała w Bibliotece w Nadwórnej.Chciałabym kiedyś odwiedzić rodzinne strony Babci.Teraz leżą one na ukraińskiej ziemi,ale kiedyś to była ziemia polska.
W filii Biblioteki pracowała wówczas Pani Olga,którą bardzo miło wspominam.Jeszcze niedawno spotkałam ją w mieście i nadal mnie pamięta ,choć minęło tyle lat.
To właśnie Pani Olga a także mój Dziadek wprowadzili mnie w tajemniczy Świat Literatury.
Zachłysnęłam się nią,zawładnęła mną całkiem.Gościem Biblioteki byłam średnio trzy razy w tygodniu, a lektury dla dzieci szybko zastąpiły bardziej ambitne pozycje.
I w ten sposób jako dziecko sześcioletnie przeczytałam "W pustyni i w puszczy" i "Małego Księcia".Miałam zeszyt,w którym notowałam każdą przeczytaną pozycję-wraz z autorem i liczbą porządkową:).
Zeszytów w niedługim czasie było kilka i później przestałam notować ,bo najzwyczajniej w świecie,nie nadążałam:).Czytałam jak szalona-cały cykl Ani z Zielonego Wzgórza przeczytałam w pierwszej klasie szkoły podstawowej.Wracałam zresztą do tej książki kilkakrotnie.Mam kilka takich ulubionych,które mogę czytać wciąż od nowa,ale to temat na inny raz.
Bardzo cierpiałam,kiedy poszłam do zerówki.Czytać umiałam,pisać umiałam,nie miałam tam nic ciekawego do roboty.W kółko układałam taką jedną układankę,którą pamiętam do dziś! Szkoda,że moja rodzinka nie pomyślała i nie wysłali mnie od razu do pierwszej klasy,byłabym teraz o rok jakby młodsza ;).
Po pewnym czasie,gdy książek których nie czytałam,było coraz mnie na półkach w "mojej Bibliotece",zapisałam się także do Centrali.Byłam wierną czytelniczką zapraszaną na wszystkie ważne biblioteczne wydarzenia-wystawy czy wigilijki.Brałam udział w konkursach i często miałam książkowe nowości spod "lady".
Kilkanaście lat później,kiedy szukałam pracy odebrałam telefon z propozycją pracy w tej "dużej "Bibliotece właśnie.Kto by pomyślał,że tak się to wszystko poukłada?:).Dwa lata pracowałam w Centrali, później jeszcze rok w innej Filii.Na jakiś czas wróciłam do zawodu( bo jestem nauczycielką i animatorem kulturalnym w jednej osobie:)), by na powrót dostać pracę w "mojej"filii, w której obecnie pracuję.
Niesamowite,jak książki, papier w ogóle przeplata się w moim życiu...

P.S. Zapomniałam dodać,że w szkole podstawowej namiętnie pisałam "książki" i pamiętniki.Niedawno je znalazłam i z uśmiechem stwierdziłam,że początki scrapowania juz mam za sobą o wiele dawniej niż mi się wydaje.Te zeszyty pełne są wycinków z gazet,kolaży i zdjęć.
Cudna pamiątka.Wędrują ze mną cały czas.Bo przeprowadzałam się już kilkakrotnie.
A Wy jak wspominacie Wasze pierwsze kroki w Bibliotece?
Podzieli się ktoś ze mną swoimi wspomnieniami?

Szelestu kartek potrzebuję także...

tak jak i kleju,nożyczek i innych rzeczy potrzebnych do pracy twórczej.
Odkąd mam pasję ,jaką jest scrapbooking,na czytanie pozostaje niewiele czasu:(.Jesli ktos kiedys wynajdzie czasorozciągacz,to Nobla dostac powinien a ja całować po pietach go będę.
Czytanie to był przed scrapowaniem mój nałóg nr 1,teraz jest nałogiem nr 3.Musiał niestety ustąpić miejsca nałogowi nr 2,czyli kofeinie:) w postaci kawy bądź red bulla, bo oba lubię tak samo.

W tym miejscu chciałabym Wam polecać książki,które przeczytałam ,i które utkwiły mi w pamięci.
Niedawno zamieściłam na moim blogu listę 100 książek ,które należy przeczytać wg BBC i doprawdy nie wiem ,dlaczego niektóre z nich na niej się znalazły.
Listę przekopiuję wtedy ,gdy stworzę listę moich 100 książek wartych przeczytania. Bo pracuję nad nią w moim zeszycie do zadań czytelniczych,który tez Wam niebawem ujawnię(ale to chyba na moim blogu scrapowym).

Z Nowym Rokiem obiecałam sobie czytać więcej i mam zamiar słowa dotrzymać.
Jest dobrze,przeczytałam już 4 książki:).
O każdej nich napiszę Wam parę słów.

Mam specyficzny gust czytelniczy, uwielbiam książki o chorobach,wariatach,psychologiczne i dziwaczne jednym słowem.
Ale inne także czytam,więc może komuś się moje rekomendacje przydadzą:).

Pierwsza książka jaką przeczytałam w tym roku to:
"Jazda" Johna Wraya.
Bohaterem powieści jest szesnastoletni Will cierpiący na schizofrenię paranoidalną.Pewnego dnia ,po ucieczce ze szpitala,wsiada do metra.Wierzy ,że światu grozi zagłada.Wierzy,że tylko on może go uratować.I wie,że ma na to bardzo mało czasu.Wszystko może się udać,jesli tylko odnajdzie pewną dziewczynę.
Czyta się jednym tchem,ponieważ autor prowadzi z czytelnikiem swoistą grę,tak budując sekwencję wydarzeń,że książka jest bardzo rytmiczna i dynamiczna.To powieść drogi,sensacja,powieść psychologiczna i obyczajowa w jednym.
Niepokojąca i skłaniająca do refleksji lektura. Ja polecam.

Drugą książką, jaką przeczytałam jest:

"Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek" Mary Ann Shaffer i Annie Barrows
Gdyby na tę pozycję nie zwróciła mojej uwagi koleżanka kochająca książki,pewnie sama bym ją znalazła,ze względu na intrygujący tytuł:).
Autorki przenoszą nas w powojenną Anglię,gdzie młoda pisarka Juliet objeżdża kraj, promując swoją książkę i szukając tematu do następnej.Któregoś dnia dostaje list od mężczyzny,który kupił należącą niegdyś do niej książkę i dowiaduje się o tajemniczym Stowarzyszeniu ludzi,którzy podobnie jak i ona darzą książki miłością.Juliet zaczyna z członkami Stowarzyszenia korespondować( książka jest napisana w formie listów) i coraz bardziej zafascynowana jest osobami,którym książki pozwoliły przetrwać najgorszy czas w ich życiu.
Nie brak tu angielskiego humoru,bazującego na ironii, nie brak także momentów wyciskających łezkę z oka.
Czy Juliet odwiedziła mieszkańców wyspy?
Nie powiem:) .Przekonacie się ,jeśli sięgnięcie po tę pozycję.

I kolejna:

"Skrzywdzona" Cathy Glass

Wstrząsająca i szokująca pozycja poruszająca temat molestowania seksualnego dzieci.Brutalna i mocna powiedziałabym.Ale potrzebna, bo o tych sprawach często się milczy.Mała Jodie to dziewczynka tak skrzywdzona przez swoich najbliższych, że nie potrafi pozbyć się agresji,ktorą atakuje każdego,kto stanie na jej drodze.Przerzucana z jednej rodziny zastępczej do drugiej,zachowuje się coraz gorzej,nie ma sposobu by jej pomóc i dotrzeć do niej.Dopiero opiekunka społeczna Cathy Glass udaje się skruszyć mur złości ,jaki wybudowała wokół siebie Jodie.Dla zainteresowanych pozycją podaję link do ciekawej recenzji---->KLIK.

Na dziś to wszystko,ponieważ czwartą książkę styczniową jeszcze czytam:).Mam plan przeczytać 10 przynajmniej 10 książek w każdym miesiącu.Trzymajcie kciuki za moje postanowienie!

a tymczasem biegnę na mój pierwszy blog,by zaprosić was tutaj.